Żywym stoi mi wspomnienie, gdy na stronie Empiku zobaczyłam okładkę tej książki. Ślinianki zaczęły pracować intensywnie jak na widok bezy z kremem cytrynowym, z ekscytacją dodałam do koszyka i wprost nie mogłam się doczekać, aż ta cegła trafi w moje łapki. Psychopaci Stephena Seager'a to pozycja, która wydawała się stworzona dla mnie - tyle, że jednak nie.
Dawno nie męczyłam tak długo jednej książki. Wszystko zapowiadało się świetnie - tematyka psychopatów i pierwsze strony, które elektryzowały. Do tego moja ulubiona objętość - 400 stron. Nic nie podpowiadało, że będzie to pamiętnik psychiatry - nużący. Nie zrozumcie mnie źle, jest mnóstwo książek, które są gorsze niż ta. Wydaje mi się, że tutaj zawiniły moje oczekiwania, które zupełnie rozminęły się z treścią.
Do tego nie ukrywam, że dochodzą smaczki z tłumaczeniem. Biegnij,lesie, biegnij - no błagam! Czy tylko ja oglądałam Forresta Gump'a? Życie jest jak pudełeczko czekoladek, ale ja tutaj trafiłam na anyżek.*
Choć Psychopaci to nie jest z gruntu zła pozycja, to nie mogłam się doczekać kiedy w końcu skończę czytać. Pojechałam z nią na Ślężę w Noc Kupały, zwiedziła ze mną Góry Stołowe. Z niesmakiem patrzyłam jak treść nie maleje, zupełnie odwrotnie co do mojego zapału by ją doczytać. No cóż, nie ma że boli - w myśl zasady - jeśli miałeś odwagę zaczynać, miej upór skończyć - doczytałam. Jakaż to radość była, że mogę książkę odłożyć na bok - tak mnie mierziła. Dla fanów pamiętników - tak, dla szukających dreszczyku emocji i mrożących krew opowieści o zwyrodnialcach - No Way, Jose!
2/10 (za wysiłek)
*Z całym szacunkiem dla wielbicieli anyżków - jesteście wyjątkowi!:*
Komentarze
Prześlij komentarz